Od kilku miesięcy mieszkamy na osiedlu zamkniętym.
Lubię to miejsce. Jest cicho, spokojnie, w miarę bezpiecznie.
Za bramą po drugiej stronie ulicy mamy kościół, a przy nim cmentarz.
Przyznam, że na początku trochę obawiałam się takiego sąsiedztwa. Bałam się coniedzielnej pobudki przez bijące dzwony. Ale jest spokój. Za to co jakiś czas słychać pieśni żałobne z cmentarza. Najbardziej nie zapomnę pięknie i wzruszająco zagranego na trąbce Louisa Armstronga Wonderful World.
Pozostając w kręgu muzyki to nad nami mieszka pianista. Prawie codziennie mam przyjemność słuchać jego wyczynów, a gra naprawdę pięknie. Wyciszam się przy tym i relaksuję.
Dacie wiarę, że po tych kilku miesiącach mieszkania tutaj dopiero w tym tygodniu załatwiamy sobie kablówkę? :) Brak TV nie jest taki zły :)
Telewizor to pożeracz czasu. Jak wracam do domu to zdążę naprawdę wiele zrobić zanim włączę telestwora ;) Lubię jak gdzieś tam sobie brzdęka, ale najgorsze to usiąść na chwilę i zostaje się na dłużej :D
OdpowiedzUsuńNawet radia (z braku właściwego odbiornika) słucham przez kablówkę.
Osiedla zamknięte... u mnie to normalne wszędzie są płoty i człowiek jakoś przywykł już do takiego życia... Nie wiem już jak się żyje bez 3 furtek, bramy i ochrony?!:)
OdpowiedzUsuń